II Niedziela Wielkanocna

J 20, 19-31.

Dialog miłosierdzia

W jednejz katechez, wygłoszonej w czasie Audiencji Ogólnej w grudniu 2016 roku, katachez cyklu o nadziei, papież Franciszek w sposób dla siebie charakterystyczny wciągnął swoich słuchaczy w swoisty dialog. Obecni na audiencji wierni odpowiadali na zadawane przez papieża pytania. Charakterystyczne w tym dialogu z tłumem było to, że papież wiele razy zadał to samo pytanie chociaż wyrażone na wiele sposobów. Zebrani na audiencji, jak dzieci na katechezie, powtarzali, że wierzą w miłosierdzie Boże, które jest nieskończone i dla którego nie ma zbyt wielkich grzechów, których nie mogłby ogarnąć.

Oto fragment:

„Zadam pytanie: kto jest większy – Bóg, czy grzech? – Nie jesteście przekonani! Nie słyszę odpowiedzi! – [odpowiedź – Bóg]. A kto na końcu zwycięża – Bóg, czy grzech? [odpowiedź – Bóg ]. Czy Bóg potrafi przezwyciężyć nawet największy grzech? [odpowiedź – tak]. Nawet grzech najbardziej wstydliwy? [odpowiedź – tak]. Czy potrafi przezwyciężyć nawet straszny grzech, najgorszy z możliwych? [odpowiedź – tak]. To pytanie nie jest łatwe. Zobaczmy, że przytłacza teologów, by na nie odpowiedzieć. Za pomocą jakiej broni Bóg przezwycięża grzech? [odpowiedź- miłością]. O wspaniale, jacy świetni teolodzy! Dzielni! [brawa].

 

Ta prawda, że Bóg pokonuje grzech znaczy, że „Bóg króluje”; są to słowa wiary w Pana, którego moc pochyla się nad ludzkością, – Bóg pochyla się nad ludzkością, uniża się, by obdarzać miłosierdziem i wyzwolić człowieka od tego, co oszpeca w nim piękny obraz Boga.  Kiedy popełniamy grzech obraz Boga w nas ulega oszpeceniu.

Cuchnąca szmata?

Bóg potrafi wymazać każdy grzech. Poradzi sobie nawet z najgorszym złem. Nie ma takiego grzechu, którego nie chciałby wyrzucić z naszego życia. Jego miłosierdzie jest nieogarnione. Chętnie słyszymy tych prawd, ale musimy wielokrotnie je powtarzać sobie i innym. Jak mało pojętni uczniowie, powinniśmy je powtarzać sobie i innym, gdyż jest w nas coś takiego co wątpi, że nasze stare grzechy przestały istnieć.

Zmazanie naszych grzechów dokonuje się w spowiedzi. Spowiedź jest pierwszym darem zmartwychwstałego Chrystusa, o czym mówi dzisiejsza Ewangelia. W dzień zmartwychwstania Chrystus udziela apostołom mocy odpuszczania grzechów: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Spowiedź czerpie swoją moc ze zwycięstwa Chrystusa nad złem, które dokonało się w krzyżu i zmartwychwstaniu.

Adrien von Speyr napisała, że Jezus na krzyżu wyznał Ojcu grzechy świata. Zmartwychwstanie natomiast było momentem rozgrzeszenia. Nasze spowiedzi są uczestnictwem w spowiedzi Chrystusa na krzyżu. Jezus wyznaje Ojcu grzechy, które wypowiadamy w spowiedzi. Rozgrzeszenie jest możliwe tylko dzięki zmartwychwstaniu, dzięki zwycięstwu Chrystusa nad złem.

Widziałem kiedyś w cerkwi spowiadającego się mężczyznę. Mężczyzna ten wypowiadał swoje grzechy patrząc w krzyż. Kapłan słuchał jego wyznania stając obok. Piękny obraz ukazujący istotę spowiedzi. Jezus przyjmuje na siebie nasze grzechy i obmywa je w swojej krwi. Nasze grzechy po spowiedzi naprawdę przestają istnieć. Bł. Henryk Suzo OP mówił, że w spowiedzi Bóg zabiera nasze grzechy i wyrzuca je jak starą cuchnącą, szmatę. Tak po prostu jest. Stajemy się święci tajemnicą męki i zmartwychwstania. Nie ma w tym naszej zasługi. Możemy tylko przyjąć ten dar.

Nic nie gorszy

Bóg nie gorszy się naszym złem. Nie potrafi się zgorszyć. Tęskni szczególnie za tymi, którzy odeszli daleko. Bóg nie przebacza 1 raz, 77 razy, 1000 razy, ale zawsze, wszędzie i każdemu, kto tylko zdecyduje się do Niego przyjść. Ludzie mogą nie wybaczyć, ale nie Bóg. Nawet tych, którzy gardzą Nim chce obdarzyć miłosierdziem.

Jeżeli ktoś wstydzi się wyznać swoje grzechy nich pomyśli w jaki sposób w spowiedzi patrzy na niego Bóg. Widząc jak może nieudolnie, ale pełni dobrej woli nazywamy nasze grzechy Bóg doznaje nieopisanego wzruszenia. Kiedy w spowiedzi próbujemy wyzwolić się ze zła ogarnia nas Jego miłość. W spowiedzi dokonuje się niebywała wymiana. Ja wyznaję Bogu moje grzechy, a On natychmiast wyznaje mi miłość. W sakramencie pokuty oddaję Bogu zło, które wyrządziłem, On zapewnia mnie, że zawsze mnie kocha i że nigdy nie zabraknie mi Jego miłości. Kiedy po spowiedzi zastanawiamy się czy jesteśmy już czyści możemy zrozumieć, że ważniejsze od tej przywróconej nam czystości jest to, że nie jesteśmy już sami. Kiedy po spowiedzi zapytalibyśmy Boga: czy jestem już czysty? On odpowiedziałby: nie jesteś już sam. Najważniejszym darem spowiedzi nie jest czystość od grzechu. Jest ona bardzo ważna, ale dzięki spowiedzi dokonuje się coś jeszcze ważniejszego; Bóg przełamuje nasze wyobcowane spowodowane grzechem. Dzięki spowiedzi nie jesteśmy już sami. Na nowo jesteśmy blisko mającej moc przemiany Miłości.

Kiedyś bardzo pomogła mi świadomość, że księża też się spowiadają. Jeżeli paraliżuje cię lęk przed spowiedzią, możesz pomyśleć, że ksiądz u którego będziesz się spowiadał też się spowiada. Zapewne czekając na swoją spowiedź doświadcza lęku i wstydu. Jan Paweł II spowiadał się ponoć raz w tygodniu. Papież Franciszek spowiada się raz na dwa tygodnie. Można było zobaczyć go jak publicznie przystępuje do spowiedzi i jak spowiada się przy konfesjonale. W takim postępowaniu nie chodzi o jakaś pozę, ale o zachętę. W Kościele wszyscy jesteśmy grzesznikami i wszyscy potrzebujemy oczyszczenia.

W katechezie dziecięcej mówi się czasami, że kiedy grzeszymy diabeł zabiera nam wstyd, ale kiedy chcemy się wyspowiadać dokłada dziesięć razy więcej wstydu.

Nie pozwólmy zatem by kierował naszym życiem wstyd tylko miłość.

„Otóż stan całkowitej bezgrzeszności zbyt bliski jest nieba jak na ludzką naturę, toteż z konieczności sam Bóg nakazał udzielać przebaczenia nawet i tym, którzy po wielekroć dopuścili się grzechu, jeśli tylko okazują żal i skruchę. Ponieważ jednak w akcie przebłagania potrzebne było wyznanie winy, niewątpliwie już od samego początku zbyt kłopotliwe wydawało się kapłanom wyjawianie grzechów wobec świadka w postaci zebranego niczym w teatrze całego tłumu wiernych Kościoła, dlatego też z grona prezbiterów o nieposzlakowanej opinii wyznaczyli kogoś dyskretnego i rozsądnego, aby umożliwić spełnienie tego warunku: do niego zatem podchodzili ci, którzy mieli coś na sumieniu, i wyznawali to, co zaszło w ich życiu; on zaś, w zależności od grzechu, jakiego się kto dopuścił, naznaczając, co należy uczynić za karę albo czym zadośćuczynić, udzielał rozgrzeszenia, aby penitenci sami zadbali o wypłacenie się sprawiedliwości.” (Hermiasz Sozomen)