Odnaleźć iskrę.

Jeden z moich współbraci opowiadał o odwiedzinach kolędowych, dzięki którym w innej perspektywie popatrzył na Eucharystię.

Odwiedzając w czasie kolędy rożne mieszkania, trafił do rodziny z kilkorgiem dziećmi. Po paru standardowych pytaniach o pomyślność w minionym roku, pracę i zdrowie, atmosfera kolędy stała się sztuczna. Każde następne pytanie zadawane przez naszego ojca, zamiast rozluźniać atmosferę sprawiało, że spotkanie stawało się jeszcze bardziej nużące. W trakcie wymuszanej rozmowy ojciec zorientował się, że dzieci ukradkiem spoglądają na drzwi do sąsiedniego pokoju. Kiedy zapytał się dzieci co jest w sąsiednim pokoju okazało się, że za drzwiami śpi ich niepełnosprawny braciszek. To odkrycie braciszka w sąsiednim pokoju sprawiło, że kolęda przeniosła się właśnie tam.

Od tego momentu atmosfera spotkania zmieniła się diametralnie. Ton spotkaniu zaczęły nadawać dzieci. Było dużo radości i śmiechu. Śmiały się nie tylko dzieci. Zabawom i dowcipom przewodził chory braciszek. Bez niego kolęda byłaby porażką księdza i tej rodziny. Ksiądz nie musiał już męczyć siebie i domowników nazbyt oficjalnymi pytaniami. Chory braciszek okazał się iskrą zapalającą miłość w tej rodzinie. Gdyby nie otwarto drzwi do sąsiedniego pokoju, nasz ojciec nie odkryłby piękna tej rodziny. Dziecko, które dawało najwięcej miłości było za drzwiami. Piękno tej rodziny było związane właśnie z nim. Okazało się, że to co najpiękniejsze i najcenniejsze było tuż obok.

Na co komu procesje?

To co najpiękniejsze i najważniejsze w Kościele jest tuż obok nas. Kiedy idziemy w procesji Bożego Ciała, albo kiedy widzimy ludzi, którzy biorą w niej udział, możemy uświadomić sobie właśnie, że to co najpiękniejsze i najważniejsze jest tuż obok, może po sąsiedzku, tam gdzie stoi kościół, który widzę z okien swojego mieszkania. Może widzę kościół, przechodząc codziennie w jego pobliżu. To co najcenniejsze i najpiękniejsze jest właśnie tam. Wystarczy otworzyć drzwi i wejść do środka, dając sobie szansę na milczącą modlitwę przed najświętszym Sakramentem. Bez tego doświadczenia przeżywanie naszej wiary może przypominać nużąca i nudną atmosferę zbyt oficjalnej wizyty.

Procesja Bożego Ciała jest zaproszeniem dla ludzi, którzy nie chodzą do Kościoła i być może przestali się już modlić, żeby przechodząc obok kościoła, otworzyli do niego drzwi i przekonali się co stanowi o pięknie Kościoła i co jest jego mocą.

Moc rażenia.

Najświętszy Sakrament ma potężna moc rażenia. Przekonał się o tym filozof i dziennikarz Andre Frossard. Jego nawrócenie jest zupełnie niezwykłe. Był ateistą. Religia była dla niego opóźnieniem na drodze ewolucji ludzkiej świadomości. Wychowywał się na poglądach Karola Marksa. Jego ojciec był pierwszym sekretarzem Francuskiej Partii Komunistycznej. Do nawrócenia Andre Frossarda doszło przypadkowo, nagle, nie w porę, bez jakiegoś wcześniejszego przygotowania.

Pewnego razu czekał przed kościołem na swojego znajomego. Nie chcąc czekać na zewnątrz postanowił wejść do środka. Chciał zobaczyć wnętrze kościoła, ciekawiło go co w kościele robi jego znajomy. Wszedł do środka. Trwała właśnie adoracja Najświętszego Sakramentu. Wewnątrz, zupełnie niespodziewanie, doznał olśnienia. W zderzeniu z tym niezwykłym doświadczeniem dotychczasowe życie uznawał za jałowe. Frossard podaje, że wszedł do kościoła o godz. 17.10, był wtedy jeszcze ateistą. Wyszedł z kościoła o 17.15 zupełnie odmieniony. W jednej chwili stał się człowiekiem wierzącym. Znalazł się w polu rażenia Najświętszego Sakramentu i przeżył duchowy wstrząs. Wyszedł z kaplicy w towarzystwie przyjaźni, która nie jest z tego świata. Jego nawrócenie było zupełnie nagłe, zupełnie niespodziewane, nieprzygotowane, niepoprzedzone stawianiem pytań, rozmowami, literaturą.

Jesteśmy Kościołem nie dlatego, że się ze sobą dobrze czujemy, że pociągają nas różne piękne idee chrześcijaństwa, do których ciągle nie dorastamy. Nie jest istotne, czy chodzimy do takiego czy innego kościoła, czy należymy do parafii, z której jesteśmy zadowoleni, czy też nie. Jesteśmy Kościołem dlatego, że zbieramy się wokół Eucharystii. W Kościele nie ma nic ważniejszego.

W uroczystość Bożego Ciała wychodzimy z kościołów z Najświętszym Sakramentem i przechodzimy ulicami, obok nie zawsze godnych miejsc. Ale to przechodzenie, ta droga jest znakiem. Idziemy przecież z Jego miłością.

Eucharystia jest sercem Kościoła. Może przechodząc obok procesji Bożego Ciała, ktoś doświadczy pragnienia, żeby wejść do znajdującego się w pobliżu kościoła i przez chwilę w ciszy popatrzeć na tabernakulum. Znajdując się w „polu rażenia” Eucharystii może zostanie uciszone jego serce, a może, jak w przypadku Frossarda, jego świat zostanie przewrócony do góry nogami.

Zostać czy odejść?

Zapewne nie raz słuchaliśmy różnych dyskusji na temat tego jaki Kościół ma być. Może sami wyliczaliśmy grzechy Kościoła i formułowaliśmy naprawdę słuszne postulaty go dotyczące, związane z posługą biskupów, swojego proboszcza, postaw poszczególnych duchownych. W takich sytuacjach warto pamiętać, że najistotniejsze jest tuż obok tych postulatów i oczekiwań. Pomimo tego, że często opisując to, co nas boli mamy rację, to trzeba pamiętać, że w Kościele najważniejszy jest Pan Jezus obecny w Eucharystii. Nasza krytyka, oczekiwania i opienie nie powinny stawiać nas obok tej tajemnicy, ale mają nas na nią otwierać.

Z pierwszych lat kapłaństwa pamiętam bardzo bolesną sprawę pewnej wspólnoty charyzmatycznej, która odeszła z Kościoła. Członkowie tej grypy, naprawdę pobożni ludzie, usprawiedliwiali swoje odejście z Kościoła tym, że chcąc być wierni Bogu, chcą lepiej głosić Ewangelię, dlatego nie mogą być dłużej w Kościele. Według nich hierarchia Kościoła nie rozumiała duchowych potrzeb wspólnoty Kościoła. Dlatego, aby pozostać w zgodzie z Duchem Świętym, osoby należące do tej wspólnoty postanowiły wystąpić z Kościoła.

W takiej postawie jest gruntowne niezrozumienie czym Kościół jest. Członkowie tej grupy nigdy tak naprawdę nie doświadczyli tajemnicy Eucharystii, która jest największym skarbem. Gdyby ten skarb był w centrum ich doświadczenia obcowania z Bogiem w Kościele sami nie zrezygnowaliby z tego, co w tym właśnie Kościele najważniejsze. Jedynie ludzkie względy zadecydowały, że sami pozbawili się doświadczenia Miłości Bożej w Komunii świętej. Uznali jednak, że ważniejsze od Eucharystii są ich wizje i oczekiwania, które księża muszą spełnić, żeby ich wspólnota mogła pozostać częścią wspólnoty Kościoła.

Kapłani – ci, którzy porzucają i wracają.

Nie tak dawno, rozmawiałem z ojcem franciszkaninem, który mówił mi, że w klasztorach franciszkańskich wprowadzono ekspiacyjną adorację Najświętszego Sakramentu, podejmując w ten sposób modlitwę za braci, którzy porzucili kapłaństwo. Owocem tej modlitwy przed Najświętszym Sakramentem okazały się powroty zakonników, którzy odeszli.

Eucharystia ma niesamowitą moc i warto pozostawać w przestrzeni jej działania. Nie powinna być jednak obok naszych serc i życia. Szczególnie powinniśmy pamiętać o tym my, księża. Kiedy trzymamy Eucharystię w dłoniach, nie powinna być ona obok nas, obok naszych myśli i pragnień. Jest ona „namacalnym” dowodem, że Bóg nas kocha i nigdy nie opuści. Eucharystia jest znakiem przymierza, w którym Bóg nas wybrał i umiłował miłością nieodwołalną.

To, co najważniejsze jest niedaleko. Bóg jest blisko. Obok nas. A to właśnie może być impulsem do powrotu do Niego. Może być to doświadczenie potrzebne szczególnie tym, którym wydaje się, że odeszli zbyt daleko. Miłość Boga jest stała i niezmienna jak Jego obecność w Eucharystii. Bóg czeka na Ciebie nawet jeżeli jesteś daleko i nawet jeżeli nie myślisz już o powrocie.

 

Z drugiej Księgi Starców o najważniejszym wyborze.

 

„Pewien brat był kuszony przez ducha nieczystości. Zdarzyło się, że przyszedł on do pewnej wioski w Egipcie. Zobaczył tam córkę kapłana pogańskiego i zakochał się w niej.

Rzekł do jej ojca: „Daj mi ją za żonę”. Ten powiedział: „Nie mogę ci jej dać, nie spytawszy mego boga”. Poszedł do demona, którego czcił, rzekł: „Oto jakiś mnich przyszedł do mnie chcąc pojąc mają córkę. Czy mam mu ją dać?” Demon odpowiedział: „Zapytaj go, czy wyrzeknie się swego Boga, chrztu i stanu mnicha”.

Kapłan wrócił i rzekł: „Wyrzeknij się swego Boga, chrztu i stanu mnicha, a dam ci córkę”. Ten zgodził się.

Zobaczył w tej chwili, iż coś na kształt gołębicy wyszło z ust jego i uleciało do nieba. Kapłan znów udał się do demona i rzekł: „Obiecał, że zrobi te trzy rzeczy”. Diabeł jednak odrzekł mu na to: „Nie daj mu swej córki za żonę, gdyż jego Bóg nie opuścił go, lecz wciąż go wspomaga”.

Kapłan wrócił i rzekł do owego brata: „Nie mogę ci jej dać, gdyż Bóg twój nie opuścił cię, lecz wciąż cię wspomaga”. Brat usłyszawszy to rzekł do siebie: „Jak ja mógłbym odejść od Boga, który okazał mi tyle dobroci. Ja wyrzekłem się Jego i chrztu, i stanu mnicha, a dobry Bóg nawet tak upadłego wspomaga”.

Oprzytomniał, zaczął trzeźwo myśleć, wrócił na pustynię, udał się tam do któregoś z wielkich starców i opowiedział mu co zaszło. Starzec odrzekł mu: „Zostań ze mną i pość ciągle przez trzy tygodnie. Ja zaś będę modlił się za ciebie”. Starzec nakładał na siebie pokuty w intencji brata i modlił się do Boga: „Błagam, cie Panie, daj mi tę duszę i przyjm jego skruchę”. Bóg wysłuchał jego prośby.

Po pierwszym tygodniu przybył starzec do owego brata i spytał go: „Czy widziałeś coś?” „Owszem widziałem gołębicę unoszącą się wysoko na niebie nade mną”. Starzec rzekł na to: „Uważaj na siebie i usilnie proś Boga”. Po drugim tygodniu znowu starzec przybył do brata i zapytał go: „Czy widziałeś coś?” Odrzekł: „Widziałem gołębicę przelatującą obok mojej głowy”.

Starzec polecił mu: „Bądź trzeźwy w myślach i módl się”. Po trzecim tygodniu starzec znów przyszedł i zapytał: „Czy widziałeś coś więcej?” On odpowiedział: „Widziałem gołębicę, która zatrzymała się na mojej głowie. Wyciągnąłem ręce, by ją uchwycić, lecz ona zerwała się i wleciała mi do ust”.

Starzec podziękował Bogu i rzekł do brata: „Oto Bóg przyjął twoją skruchę. Na przyszłość uważaj na siebie i bądź rozważny”.

Brat odrzekł: „Oto będę już z tobą aż do śmierci”. ( Druga księga starców, V, 39 <1190> )