XXII
Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. ( Mt 16, 24 )
Najprostsze pytanie jaki można zadać dzisiejszej Ewangelii to pytanie: czym jest krzyż?
Wydaje się, że jest to pytanie proste, ale czy aby na pewno?
W starożytności krzyż był narzędziem zbrodni. Znakiem przekleństwa, hańby. Krzyż był torturą. Uważano, że sam Bóg, zapomniał o tym, który umierał na krzyżu. Krzyż był miejscem największej samotności, pogardy i odrzucenia. Tego samego krzyża używano wielokrotnie. Krzyż cuchnął fekaliami, potem i gnijącą krwią.
Ukrzyżowanie było najgorszą formą egzekucji, najsurowszą karą stosowaną przez Rzymian, wymierzaną jedynie członkom niższych grup społecznych i niewolnikom. Przerażenie budziło nawet samo mówienie o krzyżu.
Jeżeli uświadomimy sobie, czym naprawdę był krzyż, który wybrał Jezus, to tylko wówczas bardzo mocno mogą przemówić do nas słowa o dźwiganiu za Chrystusem naszych własnych krzyży. „ Kto chce pójść za mną nich się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje”.
Dzisiaj możemy przyznać się do tego, że za Chrystusem chcielibyśmy nieść krzyże wymyślone przez nas. Krzyże naszego własnego pomysłu, takie które może są trudne i są związane z cierpieniem, ale ostatecznie stawiają nas w dobrym świetle. Skazaniec umierający na krzyżu nie cieszył się dobrą sławą, był pogardzany przez innych. Był wystawiony na pośmiewisko.
To co możemy uważać za krzyż swojego życia może być podobne do ozdobnych krzyży, krzyży ze złota, pereł, kości słoniowej. Może być krzyżem, który stawia nas w dobrym świetle przynajmniej w naszych oczach.
Możemy dźwigać krzyże na pokaz, którymi chcemy się pochwalić przed ludźmi, albo przed Bogiem.
Krzyżem nie można się pochwalić. Krzyż, który mamy dźwigać za Panem Jezusem to, to wszystko co jest trudne. To coś najgorszego w naszym życiu, to coś, co nas upadla, co nam nie wyszło. Krzyż to wszystkie klęski i porażki jakie boleśnie naznaczyły nasze życie. Tajemnica krzyża dotyczy tych obszarów, które bolą najbardziej, wobec których jesteśmy bezradni. Dla kogoś krzyżem będzie grzech, z którym nie daje sobie rady. Dla kogoś innego lęk, nadwrażliwość, czy jakieś zranienie z przeszłości. Krzyżem są różne biedy, z jakimi się zmagamy. Krzyż to twoja słabość, nałóg, rany spowodowane starymi grzechami, porażki, ograniczenia.
Krzyżem może być choroba, która jest silniejsza od nas. Krzyżem dla rodziny może być alkoholizm ojca, czy klęska w wychowaniu dzieci, które brną w zło. Takim ciężkim krzyżem jest kryzys w małżeństwie, którego przejawem jest bolesna bezradność wobec tego co się dzieje. Ciężkim krzyżem jest bieda i nędza. Ból po czyjejś śmierci. Stare winy, które mimo upływu lat bolą. Krzyżem, który ma sens tylko wówczas, gdy dźwigamy go za Jezusem może być jakieś niesłuszne oskarżenie, czyjaś nienawiść i obojętność. Krzyża doświadczamy wtedy kiedy ktoś nas oszukał, zawiódł i wykorzystał.
Bywa również tak, że obarczamy się krzyżami bezsensownymi, niepotrzebnymi, które dźwigamy nieraz wiele lat. Wmawiamy sobie wówczas, że te krzyże uszlachetniają, albo że są potrzebne innym. A tak naprawdę w ten sposób zwalniamy się z odpowiedzialnego i twórczego kształtowania naszego życia.
Krzyżem niepotrzebnym jest nawyk, aby czuć się źle, karmić swoje smutki, czy komplikować swoje życie. Krzyżem, który trzeba od siebie odrzucać jest uleganie pokusie do cierpiętnictwa, która polega na tym, aby cierpieć nie wiadoma dla kogo i po co?
W takiej perspektywie dzisiejsza Ewangelia jest dla nas wezwaniem, aby odrzucić od siebie wszystkie krzyże niepotrzebne, wymyślone przez nas. Jest wezwaniem do decyzji, aby zmieniać swoje życie, wyrzucając z niego paraliżujący strach i lęk.
Krzyżem jest cierpienie, jakieś zdarzenie, które nas poraniło. Krzyżem jest coś wstydliwego, coś wobec czego jesteśmy bezradni. Są to sytuacje, w których Pan Jezus chce ukazać nam swoją twarz pełną miłości.
Nie raz w sztuce chrześcijańskiej przedstawiano krzyż jako drzewo życia. Artyści ukazywali krzyż jako wypuszczający świeże pędy i zielone gałęzie. Krzyż rozkwitał nowym życiem. Kiedy jest się blisko Boga to nawet krzyż, może rozkwitnąć pięknem. Tam gdzie do tej pory panowała ciemność, rozpacz może rozbłysnąć nadzieja. Tam gdzie był smutek wszystko może stać się się nowe.
Dzieje się tak wówczas, kiedy z odwagą przed Bogiem nazywamy nasze prawdziwe krzyże i decydujemy się nie zmagać z nimi w samotności tylko ofiarować je Bogu i dźwigać je za Chrystusem.
Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował – żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali». (2 Kor 12, 7-9)