III Niedziela Adwentu

J 1, 6-5. 19-28

Niebo.

Przeżywając przed laty swoje osobistych rekolekcjach u braci kamedułów, słyszałem o kandydacie do zakonu, który wystąpił po śmierci jednego z braci. Kiedy wspólnotę obiegła wiadomość, że jeden z zakonników zmarł, reszta wyraziła radość chwaląc Boga. Kandydat do zakonu tegonie wytrzymał. Być może nawet zgorszył się, że bracia zamiast opłakiwać zmarłego cieszą się z jego śmierci. Przypominają się święci, których droga do świętości była bardzo trudna, często poprzedzona poważnymi grzechami i upadkami. W obliczu nadchodzącej śmierci prosili o modlitwę i odczuwali ulgę, że to już koniec.

Droga po przejściach

Żeby cieszyć się w obliczu śmierci (swojej albo cudzej) trzeba być prawdziwym realistą. Trzeba skonfrontować się ze swoimi grzechami, błędami, upadkami, ograniczeniami doświadczając, że to wszystko przestanie mieć kiedyś znaczenie. Wiedzieli o tym kameduli, do których w historii często wstępowali ludzie po przejściach. Tacy, którzy pokutując, chcieli doświadczyć ulgi. Niepokój, który rodzi się w nas kiedy przyglądamy się historii naszych upadków i grzechów może być darem ułatwiającym nam wypatrywanie nieba.

Ten realizm pozwalający bardziej życzliwie oczekiwać naszej śmierci może być też związany z ogromem pragnień jakie pojawiają się w naszym życiu. Za każdym razem, kiedy czegoś pragnęliśmy, wydawało się nam, że kiedy toosiągniemy będziemy bardziej szczęśliwi. Szybko okazywało się, że spełnione pragnienia wcale nie były tak ważne jak wcześniej sądziliśmy. Wkrótce pojawiały się nowe, które bardzo chcieliśmy spełnić, a wobec których poprzednie pragnienia traciły znaczenie. Istniejący w nas żywioł pragnień wypycha nas z tego świata. Pragnienia są siłą kierującą nas do świata innego, takiego który w końcu nas nasyci. C. S. Lewis napisał, że ta nieskończoność naszych pragnień jest największym dowodem na istnienie nieba.

Realizm pragnień

Te różne pragnienia kryją w sobie pragnienie podstawowe jakim jest pragnienie nieba. Jest też tak, że to pragnienie nieba bywa mylone z potrzebami seksualnymi, z samorozwojem, karierą, szukaniem uznania u innych. Jednak to tylko kopie szczęścia. Kopie, które są często dobrymi kopiami, ale zawsze i jedynie kopią oryginału.

Podróbki nieba błyszczą i kuszą. Są jednak tylko słabą kopią nieba. Podróbki szybko zaczynają nam przeszkadzać i bardzo szybko domagają się wymiany na nowe. Podróbki najnormalniej w świecie nie wystarczają. Jak w takim razie zdobyć oryginał? Jak zaspokoić pragnienie szczęścia nie fałszowanego?

Święty Tomasz z Akwinu napisał, że życie wieczne będzie polegało na doskonałym zaspokojeniu pragnień. Zbawieni otrzymają w niebie więcej, niż się spodziewali i pragnęli. Tę samą intuicję, lecz w inny sposób, wyraził na swoich freskach Fra Angelico, na których święci nie stoją spokojnie wpatrzeni w jeden punkt, ale tańczą.

Ogromnie dużo z tego realizmu, jaki rodzi się z bólu z powodu grzechy i z doświadczenia, że nie da się tutaj na ziemi w pełni zaspokoić pragnień naszych serc jest w postaci Jana Chrzciciela, o którym mówi dzisiejsza Ewangelia. Jan Chrzciciel jest najbardziej eschatologiczną postacią w Ewangelii. Żyje na tym świecie i jest postacią nie z tego świata. Jego serce jest zupełnie gdzie indziej. Napędza go ona tak, że całym sobą pragnie tego co chce dać Bóg. Jan Chrzciciel całym sobą wychylony jest ku wieczności.

Kompas miłości na drogę

Najgłębszą naturą naszego serca jest miłość do Boga, która próbując przedrzeć się z głębin naszego serca przez nasze grzechy i pragnienia, instynktownie kieruje nas ku temu co wieczne. Jak kompas wskazuje to co dla nas jest najlepsze, a czego istnienia zaledwie przeczuwamy. Dzięki tej sile wyrywającej się z nas, możemy mocniej uwierzyć, że to co najlepsze i najpiękniejsze jest dopiero przed nami.

Nie jesteśmy w stanie przeczuć czym jest niebo. Wobec tej prawdy nieporadnie i nieśmiało możemy opisywać rzeczywistość, która i tak zaskoczy nas swoim pięknem. Wchodzenie w szczegóły nie ma sensu i może tylko zasłonić nam prawdę fundamentalną, że niebo istnieje dlatego, że MIŁOŚĆ chce istnienia tego co kocha. Woła nas do siebie MIŁOŚĆ. Bóg chce każdego z nas. On naprawdę chce Ciebie. Żyj tym, co daje wieczność!

„Miłość chce wieczności tego, co kocha, i dlatego także swojej własnej. Tak brzmi chrześcijańska odpowiedź na nasz problem: nieśmiertelność nie tkwi w samym człowieku; opiera się ona na pewnej relacji, na związku z tym, co jest wieczne i co wieczność czyni sensowną. Tym, co trwałe, co może dać i wypełnić życie, jest prawda, miłość. Człowiek może dlatego żyć wiecznie, ponieważ jest zdolny do związku z tym, co daje wieczność”. (Benedykt XVI)