Rzeczy ostateczne.
Przyjemnie jak w niebie?
Rozpoczynamy kolejny adwent. Nie raz słyszeliśmy, że to czas, który ma nam przypominać o rzeczach ostatecznych. Katechizm wylicza te rzeczywistości i stara się je opisać. Nie rozumiemy ich, często sie ich boimy, bagatelizujemy, obchodzimy szerokim łukiem. Prawda o rzeczywistościach ostatecznych przekracza zdolność naszego poznania.
Mieszkańcy nieba są pewnie zdziwieni, kiedy słyszą nasze dywagacje o życiu wiecznym. W czyśćcu czują się pewnie urażeni tym, że o tej rzeczywistości, mówimy z niechęcią. Mówimy bez miłości.
Rzeczy ostateczne budzą w nas emocje, ale niekoniecznie pozytywne. Z jednej strony mówimy czasem, że jest nam “jak w niebie”, ale kiedy pomyślimy sobie o tym, że niebawem w niebie mamy się znaleźć najchętniej odsunęlibyśmy tę podróż o kilka chwil, lat. Przecież najpierw moglibyśmy kilka razy jeszcze “poczuć się jak w niebie”, “cieszyć się życiem”. Oczywiście, to dobre pragnienie. Jednak skąd nasz lęk przed niebem, skąd niechęć? Dlaczego niebo nie kojarzy nam się z czystą przyjemnością?
Do nieba? Może za chwilę.
Ostatecznym celem naszego życia na ziemi jest czysta przyjemność przebywania w Bożej Obecności w Królestwie Niebieskim. Tymczasem trudno nam tę czystą przyjemność sobie wyobrazić – nie tylko dlatego, że “ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć” (1Kor 2, 9). Trudno bo przyjemność nie kojarzy się z….przyjemnością!
Przyjemność kojarzymy z zaspokajaniem naszych potrzeb i zachcianek, z nasycaniem naszych braków i głodów. Dlatego “wieczny pobyt” w niebie łatwo pomylić z, dajmy na to, wakacjami na greckiej wyspie w towarzystwie ukochanej lub ukochanego.
Clive Staples Lewis stwierdził, że przyjemność jest pomysłem Boga, nie diabła. A jednak samo słowo „przyjemność” jest jednym z najbardziej zatrutych przez grzech słów. Samo użycie tego słowa w kontekście naszej osobistej wiary budzi zastrzeżenia.
Pamiętajmy. Bóg kocha nawet tych, którzy nim gardzą, którzy trwają w buncie, którzy wolą zamknięcie piekła od wolności nieba. Nasza historia życia z jej lękami, grzechami i fałszywymi miłościami zrodziła mrok przez, który trudno nam dojrzeć światło nieba.
O czym marzysz?
Ewangelia pierwszej niedzieli adwentu wzywa do czuwania. Już samo czuwanie jest naszym największym szczęściem. Czekamy na tego, który nas kocha, którego miłości nie da się z niczym porównać. Jego miłość przekracza nasze najśmielsze oczekiwania, nie ma nic wspólnego z miłościami, które nas poraniły, albo nie spełniły oczekiwań naszego skomplikowanego serca.
Często nie odczuwamy prawdziwej przyjemności wynikającej z naszej wiary, bo nasze serce zranione jest przez grzech pierworodny. Daliśmy się też w naszym życiu oszukiwać diabłu, który okłamywał nas, że będąc blisko Boga nie będziemy szczęśliwi.
Jest taka opowieść o ubogim małamadzie (nauczycielu), który pielgrzymował do cadyka mieszkającego w odległym mieście. Była zima. Podróż ciężka, a pogoda mroźna. Nagle pojawił się na drodze w okazałym powozie bogaty człowiek. Kiedy zobaczył małameda, wlokącego się z trudem z tobołkami na plecach, kazał woźnicy zatrzymać powóz i zaprosił nauczyciela do środka. A w środku…”jak w niebie”! Ciepłe koce, dobre jedzenie, świetny alkohol, coś słodkiego.
Kiedy już małamed zjadł i się rozgrzał zadał bogaczowi pytanie: „Co sprawia ci w tym życiu największą przyjemność?”Opływający w bogactwa adresat pytania się zdziwił. Powóz, koszerne, wyborne jedzenie, najlepszy alkohol. Gdyśmy zapytali nauczyciela, co dla niego jest największą przyjemnością zapewne odpowiedziałby: “Dla mnie największą przyjemnością w tym życiu jest studiowanie Tory.”
Czy zamienilibyśmy ucztę z bogaczem na ucztę z Bogiem? Hm. Znamy odpowiedź “politycznie poprawną” . W szkole na katechezie trzeba by było odpowiedzieć “tak”, jeśliby próbować dostać piątkę. Ale życie to nie szkoła, a z wiary nie ma zaliczenia. Droga do nieba to oczywiście test, ale nie na wiedzę. Zatem – czy zamienilibyśmy popołudnie w gościnie u właściciela rezydencji nad jeziorem lub posiadłości w Toskanii na popołudnie ze Słowem Bożym? Niekoniecznie!
Made in hell?
Czy w takim razie można wyobrazić sobie większą przyjemność, niż życie w bliskości z Bogiem przez całą wieczność? Oczywiście, że można. Głównie dlatego, że nasze wyobrażenia o życiu w bliskości z Bogiem nie kojarzą się nam z przyjemnością, z radością. Przyznajmy przed sobą, że na liście naszych marzeń do spełnienia podróż do Królestwa Niebieskiego nie jest na pierwszym miejscu.
Jak zmienić nasze wyobrażenie o niebie? Wszystko zależy od naszej praktycznej definicji “przyjemności”. Jeśli uznamy, że Bóg jest pierwotnym źródłem prawdziwej przyjemności pójdzie łatwiej. Jeśli zobaczymy, że tylko z Bogiem ziemskie przyjemności mają smak. Bo reszta to podróbki. Najczęściej “made in hell” – wyprodukowane w piekle.
Przyjemność nie ma nic wspólnego z grzesznymi przyjemnościami, którymi mami nas demon. Przyjemności wymyślone przez diabła są nieudolną i siermiężną imitacją przyjemności jaką daje bliskość Boga.
Przyjemność – niebiańska sprawa
Niezależnie od tego jak bardzo podejrzanie, w kontekście naszej religijności, może brzmieć słowo „przyjemność”, to nie ma większej przyjemności od radości jaką przynosi miłość Boga. Już tutaj na ziemi możemy doświadczać przedsmaku nieba. Czekanie na Boga, wypatrywanie Go, tęsknota za Nim jest naszą największą przyjemnością. Odpowiada na najgłębsze pragnienia. Jesteśmy pociągani przez Boga w głębi naszego serca.
Prośmy Boga o dar mądrego spojrzenia na nasze życie, abyśmy nawracali się z przyjemności grzesznych i szukali przyjemności największych. Abyśmy nawracali podejrzliwe wobec Boga obszary naszego serca, w których ulegamy pokusom okłamującym nas, że Bóg nie chce dla nas dobra. Prośmy o czujność i mądrość serca!
Mk 13, 33-37
“Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec”. Nie myśl, że pociągany jesteś przemocą; także miłość pociąga duszę. I nie powinniśmy się obawiać, że opierając się na tym zdaniu Ewangelii, ci, którzy dociekają słów, ale bardzo dalecy są od rozumienia spraw Bożych, sprzeciwią się nam i powiedzą: “Jak mogę wierzyć z własnej woli, skoro jestem pociągany?” Odpowiadam: “Pociąga cię nie tylko wola, pociąga cię także przyjemność”.
Co to znaczy być pociągniętym przez przyjemność? “Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twego serca”. Istnieje jakaś przyjemność serca, której pożywieniem jest chleb niebieski. Jeśli poeta mógł powiedzieć: “Każdego pociąga jego własna przyjemność”, nie konieczność, ale przyjemność, nie obowiązek, ale rozkosz, o ileż bardziej możemy powiedzieć, że do Chrystusa pociągany jest ten, kto znajduje przyjemność w prawdzie, świętości, sprawiedliwości, życiu wiecznym, jako że wszystkim tym jest właśnie Chrystus.
Jeśli zmysły ciała mają swe przyjemności, to czyż dusza nie może mieć swoich? Jeśli dusza nie ma ich w ogóle, to dlaczego Psalmista mówi: „Synowie ludzcy chronią się w cieniu Twych skrzydeł, sycą się obfitością Twego domu; poisz ich potokiem Twych rozkoszy, bo w Tobie jest źródło życia i w Twojej światłości oglądamy światło”.
Przyprowadź mi takiego, co kocha, a zrozumie, o czym mówię. Przyprowadź takiego, co pragnie, takiego, co czuje głód, co pielgrzymuje, co spragniony jest na tej pustyni i wzdycha do źródła wiekuistej ojczyzny; takiego mi przyprowadź, a zrozumie moje słowa” (św. Augustyn)